Cześć!

Czas szybko leci a ja stwierdzam, że ten rok był naprawdę przełomowy: mija właśnie 10 lat wspólnego życia z moją drugą połówką, już 5 lat jesteśmy po ślubie a na dokładkę zostałam w tym roku Słowenką… Kiedy przyjechałam na Słowenię wiedząc już, że to nie będzie tylko wypad na romantyczny weekend i że zamierzam zostać tu na dłużej, patrzyłam wtedy na ten kraj z nieprzeciętnym podziwem. Przejeżdżając przez dolinę rzeki Vipavy czy Soczy aż nie mogłam uwierzyć, że ten raj na ziemi, który rozciągał się przed moimi oczami, istnieje naprawdę!

Podobnie myślę i dziś jednak mój podziw budzi tutaj przede wszystkim przyroda, podczas gdy inne aspekty nieco się zweryfikowały w prawdziwym życiu. I choć mentalność Słoweńców bardzo przypomina tą polską, to jednak mogę dziś z dumą powiedzieć: cieszę się, że jestem rodowitą Polką a nie Słowenką. Dlaczego? Ponieważ przez te lata to właśnie Polska okazała się być w wielu sprawach o wiele bardziej rozwinięta i, co najważniejsze, o wiele bardziej przyjazna np. dla obcokrajowców.

Bieg przez przeszkody

Od samego początku Słowenia rzucała mi całą masę kłód pod nogi natury biurokratycznej, to był prawdziwy bieg przez przeszkody. Przykład: problemy z ubezpieczeniem. Jeśli Was to interesuje, to przez pierwsze 2 lata miałam tutaj wyłącznie ubezpieczenie turystyczne. Oznaczało to mniej więcej tyle, że za każdym razem, gdy wyjeżdżałam do ojczystej Polski, ubezpieczenia nie miałam, no bo przecież tam nie byłam turystką… To naprawdę nie była sytuacja godna pozazdroszczenia i przysparzała mi siwych włosów! Dlatego też już wtedy nurtowało mnie jakby tu zdobyć słoweńskie czy raczej podwójne obywatelstwo, jednak za każdym razem w odpowiednim urzędzie (czy to dla cudzoziemców czy to ds. wewnętrznych) odprawiano mnie z kwitkiem. Powód był następujący: chciałam uzyskać podwójne obywatelstwo nie zrzekając się przy tym polskiego. Ale to chyba oczywiste! Osobiście nie wyobrażam sobie zrezygnować z obywatelstwa kraju, w którym się urodziłam, do którego wracam kilka razy w roku, gdzie są moje korzenie i najbliżsi, gdzie pozostały wspomnienia… A Wy – wyobrażacie to sobie? Wiedziałam, że Słoweńcy w Polsce mają taką możliwość, dlaczego więc Polakom na Słowenii nie było dane tego doświadczyć? Pamiętam program w telewizji, gdzie jakaś Polka wyrzucała swoje żale właśnie z tego powodu a o swoje prawa (bezskutecznie) walczyła już kilka dobrych lat… Czas mijał a gdy pobraliśmy się z Jure znów zaczęło męczyć mnie pytanie o to: dlaczego do cholery i ja nie mogłabym się poczuć nieco lepiej w kraju, w którym 8 lat płacę podatki, w którym mieszkam, pracuję, mam rodzinę czy też w którym (co najważniejsze) jest „centrum moich życiowych interesów”?! Miałam szczęście, że w zeszłym roku spotkałam właściwą osobę we właściwym czasie. Nieco w tajemnicy powiedziała mi, że teraz zdobycie podwójnego obywatelstwa na Słowenii to nie jest już walka z wiatrakami. Było jednak jedno „ale”: pomiędzy obydwoma krajami musiała istnieć zasada wzajemności… Do jasnej ciasnej jaka wzajemność i dlaczego Polacy nie zatruwają Słoweńcem życia z jej powodu? Do dziś nie znalazłam na to odpowiedzi, tłumaczę to jednak faktem, że w ten sposób, być może, Słowenia chroni się przez ewentualnym zalewem wniosków o wydanie podwójnego obywatelstwa ze strony pozostałych mieszkańców (którzy podobnie jak ja żyją tu i nie mają najmniejszej chęci na zrzekanie się swojej przeszłości), a być może po prostu coś funkcjonuje nie tak w biurokracji naszej „złotej UE”? Na szczęście wzajemność między Polską i Słowenią jest a jeśli szukacie informacji o innych wzajemnościach, to może znajdziecie coś tutaj. Jak napisałam wcześniej ja o takiej opcji dowiedziałam się zupełnie przypadkowo i generalnie cała sprawa pozostaje okryta tajemnicą, o tym się nie mówi, urzędnicy nie wiedzą nic na ten temat a twój los zależy od faktu czy uda Ci się samemu znaleźć kontakt do odpowiedniego rozmówcy… Wtedy nagle okazuje się, że wszystko jest możliwe. Niektórzy z Was pewnie zadają sobie pytanie: no a co z konsulatem? Moja odpowiedź brzmi: liczcie tylko na siebie a nie na drugich. Inaczej załatwianie Waszych spraw rozciągnie się w czasie niczym rozgotowany makaron i na końcu nie zdziałacie wiele. Podziwiam nas cudzoziemców, którzy na co dzień muszą zmagać się z podobnymi problemami i niekompetencją. Dlatego też moja rada: bądźmy zawsze o jeden krok do przodu i jeśli wyrzucą nas drzwiami, zawsze można przecież wejść przez okno, nawet do urzędu co nie? 🙂

double citizenship

Do miłego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *