Moja córeczka skończy niedługo 2,5 roku. Od urodzenia zawsze lubiła sobie „pogadać” jednak ostatnio jej dotychczasowe, mało zrozumiałe trajkotanie zmieniło się w prawdziwy potok słów. Co prawda jej język nadal momentami przypomina esperanto, ale sytuacja pomału się klaruje. Zarja jest dwujęzyczna. Sama rozmawiam z nią po polsku odkąd była jeszcze brzuchu, powiedzmy 90% czasu staram się używać tylko tego języka. Ze słoweńskim ma do czynienia na co dzień rozmawiając z tatą i pozostałymi, słoweńskimi członkami naszej rodziny, w żłobku, na placu zabaw… Dlatego też chcąc nauczyć ją języka polskiego mieszkając na Słowenii trzeba było zacząć od samego początku tak, żeby miała styczność z obydwoma językami w podobnym stopniu.

Jak to zwykle bywa w przypadku dwujęzyczności, Zarja rzeczywiście zaczęła mówić nieco później niż jej słoweńscy rówieśnicy, ale gdy już nadszedł ten czas nikt i nic nie mogło jej powstrzymać. Jak wspomniałam najpierw osłuchiwała się tylko z moim głosem będąc jeszcze w brzuchu. Kiedy już przyszła na świat, najpierw zaczęliśmy słuchać polskich piosenek i kołysanek a jak tylko trochę podrosła wprowadziliśmy co wieczorny rytuał czytania polskich książeczek. Zarja od razu je pokochała choć wybraliśmy te, przeznaczone dla nieco starszych dzieci (a dokładniej serię Poczytajmy razem wydawnictwa Zielona Sowa: książeczki są pięknie ilustrowane a historie mają długość w sam raz na wieczorne usypianie – polecam). W ciągu dnia bawiła się przeróżnymi, polskimi książeczkami obrazkowymi, puzzlami, pieskiem powtarzającym polskie słowa itd. Przyznaję: są sytuacje, w których zdarza mi się lub po prostu muszę rozmawiać z nią po słoweńsku: wizyty u lekarza, u znajomych (żeby pozostali nie czuli się dziwnie nie wiedząc o czym my tam szepczemy we dwie), szybkie wymiany zdań czyli po prostu kłótnie lub inaczej próby wyegzekwowania czegoś od Zarji np. dobrego zachowania. Nawiązując do tego ostatniego to nasza Zarja przechodzi obecnie pierwszy okres buntu dwulatka, co przebiega u niej dość wybuchowo i emocjonalnie. Niedawno znalazłam częściowe wyjaśnienie tej sytuacji: podobno najwięcej frustracji przysparza małym dzieciom, które dopiero zaczynają mówić, właśnie brak znajomości języka. Choć wydaje nam się, że w pewnym momencie rozumieją już całkiem sporo, to tak naprawdę są w stanie zarejestrować ledwie jedną trzecią wypowiadanych przez nas słów. W przypadku dzieci dwujęzycznych, nieznajomość języka wywołuje w efekcie tym więcej rozgoryczenia. Obecnie mamy do czynienia z sytuacją, w której Zarja, w jednym zdaniu, łączy słowa polskie i słoweńskie lub np. odmienia słoweńskie czasowniki wg. polskich zasad wymowy i odwrotnie („bom siusiala”, „Zarja je smutna”), co na co dzień wywołuje sporo śmiechu i radości. Wynika to za pewne z faktu, że tak małe dzieci nie rozróżniają dwóch oddzielnych języków, czy języka ojczystego i obcego lecz traktują je jako jednorodny i równorzędny. W okresie od 2 do 6 lat chłoną więc języki obce jak gąbka i na pewno będę Was jeszcze informować o postępach naszej poliglotki.

bilingual child polish slovenian books

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *