Od urodzenia Zarji a tak naprawdę jeszcze wcześniej, gdy dopiero przygotowywaliśmy nasze mieszkanie do nadejścia nowego członka rodziny, wszędzie jest pełno jej rzeczy i jej samej. Zarja staje się coraz bardziej ruchliwa i najchętniej byłaby cały czas w akcji, rozrzuca zabawki na lewo i prawo, choć staramy się uczyć ją porządku już teraz. Pisząc „pełno” mam na myśli również bezpośrednie znaczenie tego słowa: wszystkie szafy są pełne jej ubranek, wszystkie kąciki są pełne jej zabawek i co dzień, w najdziwniejszych miejscach, odkrywamy przeróżne skarby, które Zarja ukryła skrzętnie przed światem. Tak wiec mając na względzie fakt, ze nasze mieszkanie liczy zaledwie 2 pokoje i póki co nie udaje nam się nigdzie przeprowadzić, po rodzicielsku zdecydowaliśmy, że odstąpimy jej jeden z pokoi i urządzimy jej tam mały kącik do spania i wieczornego czytania (swoją droga odkąd Zarja śpi sama, wszyscy dużo lepiej się wysypiamy!) Oczywiście szybko się okazało, ze Zarja woli bawić się w drugim pokoju i tak oto „nasza porzestrzeń” szybko została zdominowany przez drugi kącik córki.
Raz już o tym pisałam ale powtórzę raz jeszcze: nie mogę uwierzyć jak jedno małe mieszkanie może rozciągać się w nieskończoność przez co wciąż znajdujemy w nim nowe i nowe miejsca, żeby coś fajnego upchnąć. Tak też było w przypadku kącika zabaw córki: w kwietniu ożywił go jeszcze jeden element, o którego kupnie marzyłam już co prawda długo ale zawsze prześladowało mnie pytanie: „gdzie do diabła go postawić?!” A kiedy zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym, nagle miejsce znalazło się samo (i nie ważne, że teraz wciąż się o niego potykamy…).
O czym więc mowa?
Namiot tipi to dla mnie element początkowy i podstawa do stworzenia Zarji przyszłego pokoiku. Pojawił się u nas dokładnie w momencie, gdy chowanie się „w domku” stało się dla niej super zabawą. Wcześniej sama organizowała sobie kryjówki pod stołem albo krzesełkiem do karmienia. Teraz ten „domek” jest idealnym miejscem do odpoczynku, czytania książek, ucieczki przed mamą lub tatą, kiedy coś zrobi nie tak, rozmowy z zabawkami i lalkami… Nasz namiot marki Sówka Design przywieźli dziadkowie z Polski i okazał się idealny dla naszego małego gagatka. O ile wiem, przy zamawianiu można samemu określić model i kolor (motyw), ile okien ma mieć twój „domek”, ilość i formę poduszek. My dodatkowo udekorowaliśmy nasz namiot lampkami cotton balls, które Zarja uwielbia podobnie jak ja oraz pomalowaliśmy końcówki kijków na biało, co dodało nieco skandynawskiego charakteru.
Obok namiotu, który szał się aktualnie głównym punktem zainteresowań naszej Zarji, stoi krzesełko i stolik Sundvik z Ikea, z miejscem do przechowywania kredek, książek ipd. pod blatem – to naprawdę doskonałe rozwiązanie zwłaszcza w małych mieszkaniach i u nas sprawdziło się świetnie.
Zabawki powkładałam w przeróżne kosze: niebiesko-beżowy jest z TK Maxx, ten biały z gwiazdką, zamykany na troczki (przez co zabawki się nie kurzą) jest ze sklepu TEDi.
Obok łóżeczka Zarji postawiłam plecioną pufę, kupioną kiedyś w sklepie Hofer. Na niej odpoczywają pluszaki a czasem Zarja jeżdzi nią po całym mieszkaniu. Nad łóżeczkiem zorganizowaliśmy córce „ścianę wspomnień” i nalepiliśmy tam naklejki z TK Max dla spokojniejszego snu oraz powiesiliśmy zdjęcia z wczesnego dzieciństwa Zarji a także tablicę pamiątkową od kreatywnej cioci z wyszczególnionymi wszystkimi najważniejszymi cechami i umiejętnościami na koniec pierwszego roczku życia. Na półce (również z Ikea) stoją książki do wieczornego czytania. A niżej proporczyki z materiału z literkami ze Smile concept store.
Nawet jeśli pokój Zarji tak naprawdę nie jest prawdziwym pokojem to wydaje mi się, że ona w tej swojej przestrzeni czuje się szczęśliwa i przede wszystkim bezpieczna. Cieszę się, że możemy jej to zapewnić, bo w końcu każdy z nas potrzebuje miejsca dla siebie.
A kiedy w końcu się przeprowadzimy, mam nadzieję, że pokój córki będzie przypominał jeden z tych:
Szczerze życzę ,ale tak też jest super i córci na pewno się podoba…